czwartek, 11 października 2012

II Rozdział 3

- Czy ty jesteś głupi?!
Przecież nie będzie mógł wrócić po tym wszystkim.
- Nie… Może tego nie wiesz, ale kiedyś twój ojciec powiedział coś, co mu właśnie teraz będziemy uświadamiać… Niestety jesteś tu w roli osoby, na której będziemy to wszystko robić… Ale nie martw się będziesz miał do czego wracać, a my o to zadbamy, żebyś wrócił, żywy i nigdy nas nie zapomniał…
Zaśmiał się gorzko i odwrócił się na plecy. Patrzył teraz w sufit.
- Jeśli mnie wypuścicie to i tak nie wrócę do ojca.
"Bo najprawdopodobniej gdzieś się ukryję..."
- No i właśnie dla tego cię nie wypuścimy, jesteś teraz zbyt cenny dla niego, bo znasz sekrety jego, nie wie ile ich jest dla tego teraz stałeś się dla niego bardzo cenny…
Skomentował jego wypowiedź.
- To zabijcie mnie od razu. Ulży mu.
Znów zamknął oczy. Nie ruszył jedzenie. Czasem tylko robił łyk wody. Nie wiedział ile go jeszcze czeka, ale przestało go to obchodzić.
- Tak dobrze też nie będziesz mieć…  
Dla tego dzieciaka były 2 rozwiązania, albo zginie tu, albo tam, ale była też 3 możliwość, o której jeszcze nikt nie myślał.
- Pomęczysz się trochę dla dobrej sprawy i będzie dobrze, później może to nawet polubisz…
Zaśmiał się.
- A może nawet zostanę hetero. Po co tu jesteś? Chcesz przygotować mnie na następną rundę?
Pyskował. Specjalnie to robił. Chciał ich wkurzyć.
- Może, a może chcę z tobą pogadać… Na przykład, z kim chcesz mieć swój pierwszy raz… Bo nie ukrywam, że taki musisz mieć i że będziesz mieć kolejne… Ale tym razem damy ci wybór…
Siedział spokojnie i go obserwował.
- Mi to obojętne.
W sumie bardziej wolałby gwałt.
- Mogliście korzystać wczoraj.
Teraz nie miał zamiaru tak łatwo się poddać
- To co robimy czasem jest przemyślane, czasem idziemy na żywioł… I powiem ci, że nie jest ci to obojętne… Javier…
Dodał z lekkim uśmiechem.
- Znowu będziesz walczyć i znowu przegrasz i jeszcze na tym stracisz, my ci dajemy szansę, żebyś jednak coś z tego miał.
- Nie chce mieć z tego nic.
Mówił matowym głosem. Zawsze był buntowniczym dzieckiem. Teraz nie zamierzał się zmienić jedynie, dlatego, że oni tak chcą.
- Róbcie jak sobie chcecie.
- Dobrze, wypij resztę i się obróć na brzuch, zaczniemy w takim razie teraz jeśli ci to tak nie przeszkadza… I poczekamy, na tą osobę co to z tobą zrobi… Może być woźny? Lub mechanik?
Zaśmiał się.
- A czy ja mówiłem, że dam się bez walki?
Spojrzał na niego.
- Jesteś zabawny… A wiesz, czemu? Bo wiem doskonale, co się dzieje u ciebie w głowie, co chcesz zrobić… A wiesz, dla czego? Bo wydaje ci się, że możesz coś zrobić, ale muszę ci oznajmić jedno… Już jesteś nagi i bezbronny, walczysz, bo masz gdzieś, czy zostaniesz zgwałcony czy nie… Chcesz, żebyśmy w to uwierzyli, ale tak naprawdę się tego obawiasz, bo inaczej byś przystał na naszą propozycję.
Spojrzał na niego.
- Może i dobry z ciebie psycholog, a może nie. Jednak nie przekonasz mnie do swoich słów.
Znów zamknął oczy. Leżał spokojnie.
W tym momencie, ktoś wszedł do celi, a raczej wpuścił dużego psa, który podbiegł do krzesła i usiadł koło mężczyzny.
- Masz wybór, on lub my… Wybieraj…
Spojrzał na niego w szoku.
- Zdecydowanie wy.
Przecież nie będzie dawał się psu. Oni chyba oszaleli.
- A kogo z nas wybierasz?
Pies jednak dalej tam siedział i ich obserwował.
- Tego co wczoraj.
Zauważył, że chyba był najbardziej nieobliczalny i niebezpieczny. Dlatego tak wybrał. Miał nadzieję, że tamten zrobi to jak najbardziej boleśnie.
„Tak…” Było to dla niego oczywiste.
- Yosuke się ucieszy, wpadnie do ciebie wieczorem, a teraz jedz i pij…
Dodał podając mu jedzenie.
- Nie musisz wszystkiego, ale ¼ tak.
- Nie chcę.
Każdy kęs mógłby go zaprowadzić do toalety. Wiedział, że nic nie zostanie w żołądku.
- Wypić wypiję, ale nie zjem.
- Dobrze, poproszę, żeby ci je zmielili i przyniosą papkę, którą wypijesz…
Dodał wstając i zabierając posiłek.
Skrzywił się.
 - Miłego. Widocznie lubicie widok rzygających ofiar.
Nie odpowiedział mu, po prostu wyszedł z jedzeniem oraz z psem, jednak po jakimś czasie wrócił i przyniósł mu koszyk z owocami.
- jak się ściemni, przyjdzie Yosuke…
Dodał, zostawiając go samego.
Wziął jeden owoc i zaczął nim podrzucać. I tak nie wiedział, kiedy się ściemni. Leżał i myślał. Miał nadzieję, że Yosuke zrobi to dostatecznie boleśnie. Nie chciał mieć z tego przyjemności.
Minęło mu tak 5 godzin, kiedy usłyszał kroki i głos otwierającego się zamka.
Do pomieszczenia wszedł Yosuke, uśmiechnięty widząc go takiego gołego. Jednak pamiętał słowa Diego i starał się dopasować, co mu się też podobało.
- Gotowy?
-Jak chcesz to możesz zacząć.
Usiadł na leżance i uśmiechnął się krzywo. Utrudni mu jak tylko może. W końcu chodziło mu o zdenerwowanie mężczyzny.
- A ty nie chcesz?
Zapytał widząc jego minę.
- Wcześniej chciałeś, nawet byłeś bardzo chętny… Przymilałeś się, Az się doczepiłeś…
Chodziło mu o pobyt w klubach i o to, że ciągle wszędzie z nim chodził.
- A tobie to widocznie nie przeszkadzało.
Patrzył na niego wręcz zaczepnie.
- Zgadłeś. Teraz nie bardzo chcę.
- Czemu nie? Osoba, ta sama, tylko miejsce nie za ładne…
Stwierdził rozglądając się po celi.
Wiedział, o co mu chodzi, ale chciał się z nim podrażnić.
- Osoba nie ta sama. Przynajmniej nie zupełnie. Do tego teraz nie mam wyjścia, prawda?
Widział, że mężczyzna się bawi. Chciał go wkurzyć i zastanawiał się jak to zrobić.
- Mam założyć tamte dredy, żebyś znowu być tamtą osobą? 
Zaśmiał się.
- Podobały ci się? Ściąłem 3 lata temu… I sobie na pamiątkę zostawiłem…
- Niestety to nie o dredy chodziło. Już mi przestałeś pasować.
"Czym go mogę wkurzyć?"
- Okazałeś się zbyt wielkim... Psycholem.
Przestał się uśmiechać, spojrzał na niego, po czym wybuchł śmiechem.
- Dzięki za komplement…
Stwierdził podchodząc bliżej.
- Dawno już tak, ładnie nie zostałem nazwanym…
- Nie ma, za co.
Spiął się nieco. Gdy mężczyzna był zbyt blisko wstał i odskoczył na bok. Znów uciekał.
- Starałem się wymyślić najbardziej pasujące stwierdzenie, ale to do końca też nie pasuje.
- Bywa… Nie masz gdzie uciec, chyba, że masz tyle siły, żeby biegać… Jeśli ci to nie pasuję, zrobimy to szybko i sobie pójdę… Mam inne też zajęcia, niż niańczenie bachorów…
Stwierdził zakładając ręce i go obserwując.
-Więc chyba stracisz trochę swojego cennego czasu.
Uśmiechnął się krzywo. Nie zamierzał sie szybko dać. Naprawdę wolał być zgwałcony.
- Jak ci się znudzi, przyklejanie gołym ciałem do zimnej ściany to powiedz…
Sam usiadł na krześle, wyciągnął nogi do przodu, ręce miał założone na klatce, zamknął oczy i nasłuchiwał.
"Czyli mu się nie chce. Jak miło." 
Sam usiadł na podłodze. Obserwował mężczyznę. Był cały czas napięty, by zareagować w odpowiednim momencie.
Otworzył jedno oko i spojrzał na niego, jednak po chwili je zamknął i dalej tak siedział, choć tego po nim nie było widać, jak by dzieciak chciał uciec, on by go złapał, był urodzonym łowcą, słuch miał wyostrzony, oraz wiedział jak zwierzyna się porusza, umiał na ruchy zareagować 2 razy szybciej niż normalny człowiek, ale, po co miał się z nim bawić, robić coś, co on chce, nigdy tego nie robił, jedyną osobą, jaką słuchał był Diego i wiedział, że to się nigdy nie zmieni.
On za to zwykle robił na przekór wszystkim. Dlatego widząc, że mężczyzna oczekuje po nim ucieczki w stronę drzwi lub poddania się, siedział dalej. Sam ciągle obserwował mężczyznę.
- Podobam ci się? Że mnie tak obserwujesz?
Zapytał nagle.
 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz