czwartek, 11 października 2012

Rozdział 15

Wziął go za rękę i nie ciągnął go, ale szedł razem z nim powoli, zależało mu tylko na jednym kroku, chciał sprawdzić, czy mu ufa, czy nie.

Stałem tak prosto, że praktycznie nie widziałem, byłem zdany tylko a niego.
Wyzywałem cały świat w umyśle, te kilka kroków nie polegało tylko na samokontroli.
Ruszałem się powoli, ale sukcesywnie.

 Po tych 2 krokach, które wykonał zatrzymał się.

- To już koniec…

Powiedział, pierwsze, co zrobił odpiął mu obroże od pasa, następnie ręce z kajdanek.

- Rozluźnij się…

Powoli wyjął hak.

- Wszystko w porządku?

- A jak myślisz?
Zapytałem.
Byłem zmęczony. Bardzo. I cały obolały.

- Może trochę grzeczniej? Jak miałeś to na sobie milszy byłeś…

Stwierdził, jednak  nie założył mu tego 2 raz. Schował do swojego kuferka.

- Za chwilę ktoś ci kolacje przyniesie… I odpoczywaj przed jutrem, bo Yosuke nieźle nakręcony chodzi…

- Jesteś genialnym pocieszycielem.
Wymruczałem słabo. Naprawdę ledwo się na nogach trzymałem. Byłem zbyt delikatny?

- To miało być ostrzeżenie, a nie pocieszenie…

Dodał zabierając swoje rzeczy i zbliżając się do drzwi. Jednak stanął przed nimi.

- Jeżeli obudzisz się z rana i go nie będzie to się ciesz, bo czasem lubi już po 24 przychodzić… To w tedy powiedz, że doba moja się jeszcze nie skończyła i nie może cię tknąć do godziny 6 rano…

Dodał, po czym wyszedł.

Spojrzałem za nim.
Ciężko położyłem się na leżance. Byłem zmęczony, ale nie byłem w stanie spać. Powoli poznawałem reguły gry. I powoli coraz bardziej wszystko rozumiałem, choć to pocieszenie nie było.
Pomasowałem skronie. Jak tak dalej pójdzie to mnie zamęczą. Dotknąłem ręka swojego brzucha. Całe szczęście, że nie było tam niczego. Z goryczą stwierdziłem, że taki sposób byłby dobry na garbiące się dzieci.

Po jakiejś godzinie 2 mężczyzn weszło do środka, jeden z nich podszedł i położył jedzenie na stoliku razem z 2 butelkami półtora litrowej wody. Nawet na niego nie spojrzeli, po prostu wyszli z pomieszczenia. Jedzenie wyglądało bardzo apetycznie, jak by było świeżo zabrane z restauracji 5 gwiazdkowej.

Chwilowo nie miałem nawet sił się podnieść. Po jakimś czasie podniosłem się, zachęcony zapachem jedzenia. Zjadłem z apetytem, popijając wodą. 
Poczułem się z grubsza lepiej, nie myślałem teraz o przeklętym Yosuke. Szkoda, że nie miałem szansy już porozmawiać z zdrajcą.  Tak go w myślach nazywałem. Myślałem jak będę wyglądał za to kilka miesięcy.

Między czasie mężczyzna mógł usłyszeć, że ktoś się kręci po korytarzu. Jednak odpuszczał, kiedy zjadł mógł usłyszeć, że ktoś otwiera drzwi.

Podniosłem oczy powoli. Podejrzewałem, kto jest moim gościem.
Bez pistoletu i ochrony, a nawet reszcie tej ich bandy, czułem się bardziej pewny. A nie sam na sam z nim.
Zerknąłem kątem oka na godzinę była dopiero 22 z minutami.

Przemknęło mi przez myśl że jest zbyt wcześnie jak na jego wizytę. Miałem technicznie 8 godzin spokoju.
Jednak na razie postanowiłem tego mu nie mówić. Któż wie, po co on tu znów przyszedł?

Jednak osobą, która weszła był Diego. Spojrzał na niego zamykając spokojnie drzwi.

- Dobrze, że nie śpisz…

Oznajmił schodząc po schodkach.

- I jak ci dzień minął?

Zapytał siadając na krześle.

Moje serce uspokoiło się raptownie. Było dobrze, albo niedobrze. Zależy jak spojrzeć.
Spojrzałem na niego bystro. Chyba pierwszy raz od mojego przyjazdu tu. Ani nie byłem otumaniony alkoholem, ani strachem.
- Dziwne pytanie... Przecież wiesz.

- Nie, nie wiem dla tego pytam… Jak bym wiedział to bym nie pytał.

- Sprostuje. Gdybyś nie miał celu byś nie pytał. Bo raczej na uprzejmie zainteresowanego nie wyglądasz.

- No wiesz… Przyszedłem sobie z tobą pogadać, ale widzę, że czekasz na kogoś…

Wstał.

- To może jednak pójdę, żeby wam nie przeszkadzać za chwilę…

Dodał obracając się do drzwi i idąc w ich kierunku.

 - Nie. Zostań.
Sprostowałem. Nie szybko, nie wolno.
Pilnowałem się. 
Nie chciałem spędzać żadnego czasu, ponad ten, który musiałem spędzić z tym pomyleńcem.

Uśmiechnął się lekko, czego mężczyzna nie mógł zobaczyć, jak się obrócił uśmiechu już nie było.

- Ok… Ale może mógł by być trochę milszy?

Usiadł powrotem na krześle.

- Więc jak ci dzień minął?

- O ile mogę tak nagiąć prawdę, to powiem, że dobrze. 
Stwierdziłem luźniej, opierając się tułowiem o ścianę.
- Teraz jestem milszy?
Zapytałem. Byłem spokojniejszy.

- Można tak powiedzieć, wiesz nie wiem co robiłeś z Yamim a co będziesz robić z Yosuke, jednak jeżeli mówisz teraz że „dobrze” to co będzie później?

- Tak naprawdę, wole być optymistą. Jakby nie było, zawsze może być gorzej. A ja załamać się zamiaru naprawdę nie mam.
Uśmiechnąłem się kącikami ust.

- To dobrze… Yosuke nie lubi być denerwowany i ignorowany, czasem ma, odpały (czasem…), a czasem jest nawet normalny… Tak jak w tedy…

Miał na myśli jego pierwsze z nim spotkanie.

- A co robiłeś z Yamim?

- Chcesz dokładny opis?
Wszystko sobie dokładnie zapamiętywałem.

- Jeżeli chcesz, możesz mi opowiedzieć…

- A muszę?
Nie miałem jakoś ochoty na zwierzenia.
- Nie mógłbyś mi powiedzieć, co aktualnie dzieje się na świecie?

Uśmiechnął się oczekiwał takiej odpowiedzi.

- Hmm… Jeżeli przeżyjesz jutrzejszy dzień, wieczorem przyniosę ci gazetę to sobie poczytasz…

- Aż tak, więc może być z Yosuke? 
Uśmiechnąłem się sam na wieść o gazecie.
- Z góry dzięki.

- Yosuke… Czasem jest normalny na swój sposób, czasem mu odbija, a czasem dziwnie przymula i właśnie w tedy jest najgorszy… Bo wszystko by lał… Ale i tak się uspokoił, mając porównanie dawnego Yosuke, a tego co jest obecnie to zmiana jest naprawdę duża…

- A aktualnie, jaki ma humor?
Ten był szczery, czułem to. A jednak pewnie także bezwzględny, w odpowiednim czasie.

- Jak go dzisiaj z rana widziałem to był „podniecony”, ale nie wiem czym… Pewnie myślał nad tym co będzie z tobą robić…

Zrobiło mi się akurat niedobrze na myśl o tym.
Widocznie zzieleniałem.
- Może akurat mu przejdzie?

- Może, ale myślę, że nie będzie tak źle… Po 13 wpadnę zobaczyć, czy żyjesz… I w razie czego zainterweniować… Chociaż to jego dzień, ale też nie można mu za dużo pozwalać na początku…

- Ładnie powiedziane... Na początku.
Nie czułem się tak pewnie jak chwile temu.
- Tak w ogóle ile ty masz lat, jeżeli mogę wiedzieć.

Uśmiechnął się i przyłożył palec do ust.

- Tajemnica… Ta wiedza nie jest co do niczego potrzebna.

- Oj, masz pewnie tyle lat co jakiś miliard osób. A możesz powiedzieć, choć czy jesteś straszy ode mnie czy młodszy?

 - Myślę, że z tą wiedzą, poczuł byś się gorzej niż przed poznaniem jej… Więc dla twojego dobra ci nie powiem…

- No to już wszystko wiem.
Spochmurniałem.

- A co wiesz?

- Że musisz być młodszy ode mnie.

- Ale ja nie powiedziałem, że jestem młodszy… Sam to sobie do powiedziałeś…

- Twoja odpowiedź, to zasugerowała.

- Tak? Wiesz dla jednych gorzej jest, jak ktoś jest młodszy dla innych starszy… Jak myślisz co robi teraz twoja narzeczona?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz