czwartek, 11 października 2012

II Rozdział 6

- Zostaw mnie... Wyjdź...
- Eh… Nie… Nie skłamałem… Myślałem, że się domyślisz…
Pocałował go znowu, bardziej czulej.
Spojrzał na niego z nadzieją.
- Czyli... ty naprawdę?
Nie chciałby żeby było to kłamstwem.
- Tak, ale wiem, że będę musiał wykonywać swoją pracę dalej… Z tobą, lub pracując w innej grupie, jeśli z tobą… Wybacz mi wszystko, co uczynię…
Powiedział, tak samo, ale w oczach miał smutek.
Zbliżył się do niego i lekko przytulił.
"Niech on nie kłamie..."
Wciąż się tego bał, ale już nie był tak smutny.
Objął go i pocałował w czoło.
- Obiecaj mi, że będziesz jadł i dużo pił, nie ważne, co się stanie… Musisz przeżyć...
Skinął głową.
- Będę. Obiecaj mi, że to, co mówiłeś było prawdą... Obiecaj.
Spojrzał mu w oczy.
- Dobrze…
Wiedział, że po tym jak wyjdzie stąd, będzie musiał wrócić do swojego dawnego ja, ale warto było.
- Obiecaj...
Nie wiedział, co zrobi, jeśli to wszystko będzie kłamstwem. Był pewien, że nic dobrego.
- Po tym wszystkim… będę z tobą…
Wyszeptał mu do ucha, tuląc go.
Wiedział, że nie będzie im łatwo, ale wiedział, że dzieciak jest silny i to wytrwa.
Pocałował go jeszcze raz.
- Napij się i spróbuj zasnąć…
Uśmiechnął się nawet lekko. Już nic nie mógł poradzić. Teraz mu wierzył.
- Dobrze... Ale... ile to potrwa?
- Może do 2 lub w najgorszym wypadku do 6 miesięcy…
Powiedział, tuląc go dalej.
- Obiecaj mi, że nie będziesz mnie winić, za to, co będę zmuszony ci robić…
Wyszeptał, wiedząc jak brzmią jego słowa, ale wiedział, że inaczej jak by o sformułował, mógłby go okłamać.
- Nie będę...
Był pewien, że w chwilach załamania zrobi inaczej. Nie miał na to wpływu. Wciąż nie do końca mu wierzył. Chciał żeby to wszystko było prawdą.
- Od czego zależy długość mojego tutaj pobytu?
- Od paru czynników… Na przykład od rozgłosu, ile będą cie szukać, kiedy przestaną i zazwyczaj w takich momentach my wchodzimy… Stawiamy warunki i czekamy…
Wytłumaczył mu, głaszcząc go po włosach.
- Jednak wiedząc, że jesteś synem mafiosa, wątpię, żeby to zadanie zlecił gliną…
- Nie... policja nie będzie mnie szukać. Wyśle w różne strony swoich ludzi.
Wiedział jak jego ojciec załatwia takie sprawy. W końcu widział jak się wściekł, gdy jedna z jego kochanek uciekła.
- To po tym, kiedy uznają cię za zmarłego lub przestaną szukać, my wtedy wkroczymy…
Znowu go pogłaskał, ale po tym geście wstał.
- Muszę już iść… Umyj się i prześpij no i coś zjedz… Zobaczymy się jutro rano…
Dodał stawiając pierwszy krok w kierunku drzwi.
Wiedział, że jak się zobaczą następnym razem mężczyzna będzie się zachowywał inaczej. Wstał z posłania powoli i ruszył do "łazienki". Nie chciał jutra.
Odprowadził go wzrokiem, po czym wyszedł z pomieszczenia. Za drzwiami czekał na niego Diego.
- Dobra robota… Wytłumaczyłem już górze, co i jak, więc się nie martw, że będą cię ścigać…
- Dzięki…
Lekko się uśmiechnął do niego, jednak Diego dobrze wiedział, że to, co tam mówił, mogło być prawdą.
- Weź sobie jutro wolne, bo nie najlepiej wyglądasz…
Dodał, mijając go i klepiąc po ramieniu.
- Aż tak to widać?
Diego wrócił do siebie, a on poszedł gdzieś gdzie może o tym zapomnieć, miał w końcu 1 dzień wolnego.
Powoli umył się i wrócił na posłanie. Usiadł nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Po chwili sięgnął po jabłko, W końcu miał coś zjeść.
"Co teraz?"
Już był pewny, że może spodziewać się nie miłych rzeczy. Nie będzie już tak delikatnie i spokojnie. On też nie miał zamiaru być spokojny, jeśli coś mu nie podpasuje.
Diego dostał wytyczne, jak ma z nim postępować, ale nie koniecznie musiał się do nich stosować. Postanowił dać wolną rękę Yamiemu, który nigdy go nie zwiódł. Jednak przed pójściem do siebie, poszedł zajrzeć jeszcze do chłopaka, by mieć pewność, że coś zjadł.
Chłopak leżał z zamkniętymi oczami, ale jeszcze nie spał. Obok koszyka leżał ogryzek po jabłku i skórki po dwóch pomarańczach. Więcej nie zjadł. Wody już nie miał.
Wszedł po cichu, zamek też robił mniej hałasu, ponieważ nie był zamknięty. Zabrał śmiecie i doniósł mu 2 butelki z wodą, żeby miał na później. Po czym skierował się do drzwi, przed wyjściem tylko dodał spokojnym wyciszonym głosem.
- Dobranoc, śpij dobrze…
I wyszedł, zamykając drzwi za sobą już na zamek.
Westchnął słysząc, że jest już sam. Przez ten czas, gdy Diego był w celi on był spięty. Bardziej od początku jakby tolerował Yosuke.
"Bogowie... niech on mówił mi prawdę..."
Modlił się do wszystkich znanych sobie bogów. Bardzo się bał, że to było jedynie kłamstwem. W końcu zasnął.
Nad ranem pierwszą osobą, jaka go odwiedziła był Yami z jedzeniem, wszedł cicho, zamek jakimś cudem też nie hałasował, położył wszystko i usiadł, obserwując go dokładnie jak śpi.
Spał jeszcze dość długo. W końcu jednak obecność kogoś musiała zacząć go budzić. Otworzył oczy i spojrzał na mężczyznę. Nic nie powiedział. W jego oczach było widać już bunt i upór.
- jak się spało?
Zapytał zaczynając rozmowę.
- Przyniosłem ci jedzenie… I masz pozdrowienia od Yosuke…
Dodał lekko się uśmiechając.
W myślach dziękował, Yosume, ale nie było po nim tego widać.
- Spałeś kiedyś na taki czymś?
Wskazał na posłanie.
- Może… Zjedz coś, dzisiaj jest mój dzień jutro będzie dzień Diega… Przez pierwsze parę tygodni tak będzie…
Wytłumaczył spokojnie podając mu posiłek.
- A później się ma zmienić?
Wziął od niego jedzenie i zaczął w końcu jeść.
- Tak, później będzie to trochę inaczej wyglądać, na razie jednak zostańmy na tym etapie, za 2 godziny przyjdę tu, do pracy… I w tedy ci powiem, co masz robić… Jak będziesz grzeczny, szybko ci czas minie, jeśli nie będziesz się męczyć do jutrzejszego ranna, ale wiem, że będziesz grzeczny…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz