czwartek, 11 października 2012

Rozdział 3

- No to teraz proszę parę słów do kamery…
Warknąłem pod nosem jakieś soczyste przekleństwo.
- Wyłącz to
Stwierdziłem tonem rozkazującym.
Nie pogodzę się z tym, że jestem związany.
Już ich wszystkich nienawidziłem. Szczególnie rzekomego prawnika.
Yami się tylko uśmiechnął, oparł się o ścianę i kręcił, Diego stanął trochę dalej, żeby go kamera nie złapała, Yosuke natomiast stał cały w skowronkach, bo zaraz będzie ta pora…
Popatrzyłem na nich groźnie. Gdybym miał pewność, że to pójdzie na żywo opisywałbym sobie ich wygląd. Jak szkoda, że się by nie udało.
Denerwowało mnie kręcenie mi jakichkolwiek filmów. I jeszcze gość wyglądający jakby za pięć minut miała być gwiazdka. Zwariuje - Stwierdziłem.
Chciałem do domu, pierwszy raz w życiu powiem. Oglądania czegoś takiego, co działo się tu było ciekawe ze strony widza przed telewizorem.
Uparcie milczałem.
- Nie chcesz nam nic powiedzieć… Szkoda….
Wyłączył kamerę chowając ją do kieszeni spodni.
- Za miesiąc znowu coś nakręcimy, może w tedy będziesz bardziej otwarty… A teraz…
Diego nie kończąc zdania spojrzał na zadowolonego Yosuke dał mu znak, że może działać ten jednak się jeszcze nie ruszył czekał, aż Yami wyjdzie z pokoju, kiedy ten ich opuścił podszedł do siedzącego mężczyzny od tyłu i dodał.
- No to zaczynamy imprezę…
- Odwal się.
Powiedziałem.
Najgorsze, że go nie widziałem.
Czułem drętwienie w nadgarstkach.
Nie chciałem wiedzieć, co to będzie.
- Niedługo to zrobię…
Diego stał przednim, tak, żeby w razie, czego go zatrzymać, jak by chciał uciec.
Yosuke, kucnął zaczął go uwalniać z więzów.
- Tylko niczego nie próbuj, po pożałujesz…
Dodał, szybko.
- Gdybym jeszcze dał radę
Prychnąłem.
Uważnie czekałem na moment, kiedy będę miał, choć trochę luzu w nogach, aby wstać i pchnąć stojącego przede mną mężczyzną. O ile drzwi były niezamknięte powinno się udać.
Byli przygotowani na wszystko, nie pierwszy i nieostatni raz robili to, co teraz. W pewnym momencie mężczyzna za nim wstał i odłożył sznury, Diego przygotował się na ucieczkę, jednak nie okazywał tego porwanemu dając mu, niby przewagę, której nie miał.
Kalkulowałem. Gość z kataną przede mną, mógł ją wykorzystać dość szybko. To tylko 2, 3 sekundy. Ten za mną wyglądał niepozornie, ale wiedziałem, że pozory mylą.
Pozostawał najmniej przemyślany uskok. Zamiast tracić czas na powalanie tego z przodu, zostawał mi bok. Postawiłem wszystko na jedną kartę i dwoma susami znalazłem się obok nich, niedaleko drzwi.
- Szybki jesteś…
Spojrzeli na niego obaj, lekko się uśmiechając.
- Ale radziłbym ci wrócić tu na miejsce, bo nie przeżyjesz tam… Cała reszta jest pod monitoringiem, każdy niezidentyfikowany ruch już nigdy więcej go nie wykona… Chyba wiesz co mam na myśli?
Mówił mężczyzna, który wcześniej był za nim, oczy mu się jakoś dziko świeciło jak by był jakimś drapieżnikiem, który zaczął polowanie.
Prychnąłem.
Tak szybko mnie nie zabiją, wiedziałem. Muszą mieć kasę z czegoś, albo choćby ich chorą zabawę. A ja wiedziałem, że nienawidziłbym się do końca, gdybym teraz zrezygnować. Teraz, gdy tyle już mi się udało.
Wiedziałem, że nie mogę dać się zagadać. Ale do drzwi nadal nie było tak blisko. A tamten za mną wcześniej na pewno jest szybki. Za daleko jak na jeden ruch. Jednak odważyłem się, wykrzesałem siłę chyba tylko dzięki adrenalinie i czułem zimny materiał klamki.
Diego obserwował go bacznie, trzymając ręce na rękojeści katany, którą po chwili wyciągnął.
- Siadaj, jeśli ci życie miłe bez odcinania, jakich kol wiek części swojego ciała…
Powiedział ostrym głosem, co wcale nie było i nie brzmiało jak coś niemożliwego do wykonania.
- Grozisz mi?
Zatrzymywały go w miejscu te słowa.
Czyżby perswazja tego gościa z kataną na niego działała? Obawiał się jedynie jednego. Pistoletu w ręce drugiego.
- Nie, ostrzegam, co może cię spotkać, jeżeli zrobisz jeszcze jeden krok w stronę drzwi… A wierz mi, że ta katana nie raz przecięła ludzką część ciała i nie ostatni… Więc wybór należy do ciebie, czy chcesz mieć wszystkie palce u ręki i siedzieć tu grzecznie, czy siedzieć tu bez ręki…
Analizuje sobie to. A potem opuściłem rękę z klamki. To było bez sensu z jednego powodu, nawet nie wiedziałem jak się stąd dalej wydostać. Co z tego, że wybyłbym przez drzwi? Zresztą po domniemanym korytarzu ktoś może iść. A jakoś ta groźba w tej chwili wydawała mi się prawdopodobna. Nie wiedziałem jak później będę żałował, że nie spróbowałem.
Jakby nie na swoich nogach odwróciłem się do nich.
Mężczyzna, który go rozwiązał podszedł do niego uśmiechając się paskudnie.
- Dobra decyzja…
Nie żałowałem jeszcze. Ale serce mi zabiło szybciej, kiedy to zobaczyłem. Nie byłem człowiekiem, który się bał. Ale ten uśmiech przypominał mi jakiegoś wyrostka, który ma zamiar pokopać zaraz bezdomnego psa.
- Tego się jeszcze dowiem.
Nadal stałem przy drzwiach. Ale szansa była już dawno zaprzepaszczona.
- Stań tam gdzie siedziałeś…
Oznajmił głos Diega, który dalej trzymał katanę w dłoni.
Zrobiłem to. Podszedłem do tego samego miejsca.
Przyglądałem mu się bez słowa.
- Yosuke, jest twój… Tylko go nie zabij wiesz, jakie są zasady…
- Oczywiście…
Diego schował broń, za to Yosuke podszedł do mężczyzny, chwytając go szybko za ręce.
- No to się zabawimy po mojemu…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz