czwartek, 11 października 2012

Rozdział 2

Wnieśli go do małej ciemnej piwniczki, w której przetrzymywali osoby jego pokroju, posadzili i przywiązali do krzesła, następnie wyszli dając mu trochę czasu. Sami poszli się przebrać, aby po 30 minutach wrócić i zacząć bawić się w to, co najbardziej lubili. Yami staną przed nim z wiadrem wody, reszta stanęła po bokach opierając się o wilgotne cegłówki. Po chwili cała woda z wiadra wylądowała na twarzy nieprzytomnego mężczyzny.
Huczało mi w głowie jakbym, co najmniej ćpał przez tydzień. W ustach miałem Saharę a nadgarstki dziwnie ściśnięte.  Podniosłem głowę, z niemym zdenerwowaniem przyjąłem wodę wlewającą mi się za kołnierz oraz kosmki włosów, które przyklapnęły mi na twarz tak, że ledwo widziałem. Jezu, co się dzieje – Myślałem. Byłem pewien pobudki w hotelu, ewentualnie na podłodze w klubie, ale nie tego! Wokół mnie było cholernie zimno, co tylko potęgowała ta mokra koszula, która lepiła się do mnie. Podniosłem wzrok na to gdzie jestem. Widziałem koło siebie trzech mężczyzn. Byłem w jakimś małym, niskim pomieszczeniu, całym wykonanym z cegły. W tym czymś znajdowały się niewielkie drzwi wyglądające na solidne i wyciszone. Niewielkie pomieszczenie oświetlało zakratowane okienko, tak zabrudzone, że pokój nieśmiało oświetlało kilka promyków słońca.
- C…Co?
Zapytałem zachrypniętym głosem.
Yami się uśmiechnął, Yosuke już się nie mógł doczekać, tego, co miało w najbliższym czasie nastąpić. Diego położył rękę na jego włosach i stwierdził.
- No w końcu, księżniczka nam się ocknęła…
Uśmiechnęli się wszyscy, i cicho zaśmiali.
- Witamy w Raju zwanym Piekłem…
Powiedział Yosuke poważnym głosem z nutką sarkazmu.
Wymruczałem coś pod nosem.
- Skończcie tą maskaradę.
Władczym, surowym tonem zamaskowałem zaskoczenie, które we mnie rosło
- Macie natychmiast mnie puścić, w przeciwnym wypadku zgnijecie w więzieniu.
To wszystko mówiłem w oparciu o swoje myśli.
Cała sytuacja wydawała mi się absurdalna. Wyprostowałem się na tyle na ile mogłem, wtedy dostrzegłem twarz mego ,,przyjaciela''.
- Chwili obecnej to ty jesteś w „więzieniu” i raczej z niego szybko nie wyjdziesz…
Oznajmił Diego, zabierając rękę z jego mokrej głowy. Yami widział jego spojrzenie i lekko się uśmiechnął do niego.
- Zdrajca.
Wysyczałem. Cholera, wiedziałem, że powinienem był być bardziej ostrożny.
Gdyby tylko głowa mnie tak nie bolała... Nie, nie byłem głupi, wiedziałem, że życie to nie film i trzem mężczyznom dość dobrze zbudowanym nie ucieknę.
- Jak to nie?
Spieszno mi było na  ślub.
- Przedstawcie swoje warunki i puśćcie mnie.
- Niestety, zdrajcą nigdy nie byłem i nie będę, bo zawsze jestem wierny swojej organizacji… Może o niej słyszałeś… MiLoD… Mówi ci to coś?
Zapytał Yami podchodząc bliżej jego, ale nie za blisko.
- Może...
Myślałem w szybkim tempie, choć nie było to łatwe ze względu na zimno i ból głowy.
- Zawsze uważałem, że to tylko plotka. Kto byłby taki bezczelny żeby...
W jednej chwili uświadomiłem sobie, że moja sytuacja jest beznadziejna. A dziś mój ślub.
- Żeby? Dokończ…
Nie poprosił, ale też nie rozkazał po prostu był ciekaw jego odpowiedzi.
Popatrzyłem na niego tylko ostro.
- A co cię to w ogóle obchodzi?
Przeszedłem na drugi sposób obrony.
Zacisnąłem palce bezsilnie w niezgrabne pięści. Dobrzy byli, przyznałem tylko dla siebie. Każdy mój ruch powodował, że te przeklęte sznurki się napinały.
- Wypuśćcie mnie.
Powtórzyłem.
Choć wiedziałem, że to droga donikąd.
Yosuke ruszył w jego stronę, żeby mu przylać od tyłu, jednak Diego wyciągnął rękę przed siebie, zatrzymując go tym samym, w pomieszczeniu można było usłyszeć jedynie jego prychnięcie.
- Co do warunków mamy ich kilka i wierz mi, że w swoim czasie przedstawimy je, ale nie tobie… Może twojej przyszłej, żonie jeśli będzie chciała nią jeszcze być, może współzałożycielom twojej firmy… Może twoim znajomym… O to się nie musisz bać, zadbamy o to, żeby twój świat się dowiedział o tym porwaniu… Jednak, zanim do tego dojdzie, musimy im dać dobry powód, żeby nam zapłacili…
Uświadomił go Diego.
- Zapłacą bez tego.
Jednak ogarnęły mnie wątpliwości. Mój wspólnik... W razie mojej śmierci to on dostanie firmę, przejdzie ona na moją przyszłą żonę po ślubie. Rodziny dawno się wyrzekłem oprócz brata. Będący w mafii był czasem przydatny.
- Jaki to powód?
Patrzy na nich z jawną nienawiścią.
- Niedługo się przekonasz…
Powiedział zadowolony Yosuke.
- Gdyby nie ten głupi film, który mamy teraz nakręcić, wiedziałbyś…
Urwał, widząc spojrzenie Diega zamilknął.
- Tu nie chodzi o samą zapłatę, a o dobrą zabawę… Zanim oznajmimy światu, że cię porwaliśmy minie parę miesięcy, w czasie, których będziemy kręcić parę minut z twojego życia, żeby zobaczyli, co musiałeś tu przejść i jak cierpiałeś, dla tych pieniędzy… Jednak, możesz tego też nie dożyć, to zależy już od ciebie… My zawsze wypuszczamy żywych…
- Tylko czasem nie dochodzą żywi do osób, które mają je odebrać…
Dokończył Yosuke, jego oczy się świeciły, jak by mówił o jakiejś niesamowitej zabawie.
Zaniepokoiłem się. Nie podobało mi się to. Ich słowa, postawy... Nie wyglądali na żartujących. A ja lubiłem swoje życie. A kilka miesięcy z jakimiś psycholami nie wydawało mi się kuszącą propozycją.
- Dobrą zabawę? Jesteście chorzy. Jeśli wydaje wam się, że jesteście jakimiś bohaterami Jamesa Bonda to się wam źle wydaje. Nie pozwalam na żadne filmy ani na więzienie mnie tutaj. Zresztą zaraz będzie tu policja.
Naprawdę zaniepokoiła mnie ta wiadomość o życiu.
Po usłyszeniu jego ostatnich słów zaczęli się głośno śmiać, to był dobry żart, między czasie Yami wyciągnął małą kamerkę i ją włączył.
- No to teraz proszę parę słów do kamery…


1 komentarz:

  1. hue hue hue ciekawe..:D Uwielbiam Was, czy juz Wam to mówiłam?:d

    OdpowiedzUsuń