czwartek, 11 października 2012

Rozdział 7

- Nie, nie każdy tak wygląda, jedne są gorsze drugie lepsze…Trochę już było… Ale nie wszystkie doszły do swoich rodzin po otrzymaniu okupu…
Stwierdził spokojnie, jak by to było coś normalnego.
- Umarły? Dlaczego?
Dziwiło mnie, że ten mówił to takim tonem. Jakby to nie było nic takiego.
- Ponieważ… Zresztą sam zobaczysz, to zależy tylko od ciebie ile tu posiedzisz… Ale uważaj… Może ci się zdawać, jacy jesteśmy, ale to tylko pozory… A teraz odpoczywaj, bo jutro nie będziemy tacy dobrzy i łagodni dla ciebie… 
Skierował się w stronę drzwi.
Patrzyłem na jego oddalającą się sylwetkę.
- Do jutra...
Stwierdziłem cicho.
- Nie zapomnij zjeść…
Dodał wychodząc, trzask zamka rozwlekł się po pomieszczeniu, po tym nastała głucha cisza.
W pierwszej kolejności skorzystałem z dobrodziejstw prysznica. Zmyłem z siebie brud imprezy, i pobyt tu. Było mi naprawdę lepiej. Kolejnym moim krokiem było wypłukanie tak dokładnie ust jak tylko mogłem. Otrzeźwiło mnie to. Gdyby nie te potargane do końca spodnie byłoby naprawdę dobrze. Nie miałem wyczucia czasu a mój zegarek gdzieś znikł.
Czas trochę przyspieszył, bo właśnie ktoś wchodził do pomieszczenia, było to 2  mężczyzn jeden z nich czekał w przejściu, drugi postawił na małym stoliku, może nawet szafce nocnej tace z jakimś jedzeniem i butelkę z wodą mineralną niegazowaną i wyszedł i znowu ten czas zamka, można było usłyszeć rozchodzący się po całym pomieszczeniu.
Zastanawiałem się nad tym jak zareaguje moja narzeczona. Znajdzie sobie kogoś? Która chciałaby mieć męża po takich przeżyciach... A moi kontrahenci? Wycofanie się na pół roku nie jest sprawą ot taką. Źle się czułem, nie mając, co robić. Zawsze brakowało mi czasu, teraz miałem go aż nad to.
Zjadłem w zamyśleniu, nie myśląc nawet nad smakiem tego czegoś. Wypiłem trochę wody. Po płukaniu ust nie chciało mi się zbytnio pić.
Zdawało mi się, że jest już popołudnie, jednak nie byłem pewien, przez okienko nic nie było widać. Położyłem się na niewygodnej leżance. Czułem się źle w  tym niewielkim pomieszczeniu. W końcu jak sądzę usnąłem. Choć raczej nazwałbym to półsnem, podczas którego wiedziałem, co dzieje się wokół.
Pół sen musiał się przerodzić w sen, gdyż nawet nie usłyszał jak ktoś wszedł do środka, był to Diego, który przyniósł jedzenie i wodę, jednak nie wychodził wziął krzesło i usiadł blisko niego obserwując go i czekając jak się obudzi.
Powoli wybudzałem się. Miałem strasznego kaca i nawet nie pamiętałem zbyt dobrze wczorajszego dnia. Powoli przypominałem sobie jak przez mgłę niektóre wydarzenia. 
Odruchowo sięgnąłem ręką po komórkę mającą stać na szafce przy łóżku. Moja  ręką złapała jednak powietrze i o mało, co nie spadłem.
Wybudziłem się całkiem.
- Nie ma jak przyzwyczajenia…
Powiedział cicho Diego, który nie zmienił pozy od parunastu minut.
- Kim ty...?
Pyta odruchowo widząc jakiegoś człowieka z kataną. Dopiero po chwili  zaczyna kojarzyć.
- Więc to nie był sen? 
Pyta retorycznie lustrując go wzrokiem.
Głowa go boli.
- Niestety dla ciebie… Ale jak chcesz, możesz o tym myśleć jak o śnie… Jedz, czas zacząć dzisiejszy dzień… 
- Nie masz, co robić tylko tu siedzieć?
Stwierdza.
Nie ma sensu z jego strony nic jeść. Podejrzewa, bowiem że zaraz  będzie wymiotował jak kot.
- Kac? 
Jedno krótkie słowo, a tyle mówi.
- Jakbyś zgadł.
Stwierdza sięgając po butelkę z wodą. 
Nienawidzi mieć kaca.
Wstał i wyjął małe opakowanie z kieszeni a z niego jedną małą niebieską tabletkę.
- Masz, połknij ją… Nie będziesz go tak odczuwać… A po godzinie zniknie całkowicie…
Mówił wyciągając zamkniętą dłoń w jego kierunku. 
- Dlaczego mam ci zaufać?
Zapytałem, patrząc nieufnie na niego.
Nigdy nie można być pewnym tego co będzie.
- Wczoraj zaufałeś, dzisiaj też powinieneś… Zresztą to ty masz kaca nie ja…
Mówiąc to zabrał dłoń i znowu wyjął opakowanie, tym razem, że byś chować tabletkę.
- Nie, daj ją. Nie chcę umierać pół dnia.
Mówi.
- A wczoraj... Ja wczoraj w większości byłem pod alkoholem także musiałbyś  mi opowiedzieć wszystko bo mam niewielkie luki.
Dał mu ją.
- Myślę, że lepiej będzie jak to sobie obejrzysz… 
Do pomieszczenia wszedł ktoś z laptopem, który oddał Diegowi, a sam wyszedł. Przez to mężczyzna się dowiedział, że pomieszczenie musi mieć założony podsłuch, jak nie kamery.
- Siadaj wygodnie, bo trochę tego jest…
Usiadłem tak że widziałem dobrze ekran.
- Zabawne bo mam ten sam model.
Stwierdziłem.
Naprawdę niewiele pamiętałem. Jakieś urywki.
Ten się tylko uśmiechnął, siadł na krześle naprzeciwko niego i położył go sobie na kolanach, puszczając nagranie, sam go dokładnie obserwował.
Początek dość dobrze kojarzyłem. Wodę i cel mojego pobytu tu. A potem już gorzej.
Zaczęły się dalsze sceny. Najpierw przyszedł do mnie wstyd a potem niedowierzanie i obrzydzenie.
Jak ja mogłem to zrobić?! Ten ,,film'' przypominał mi dzień wczorajszy, nie dowierzałem że mogłem to wszystko robić. 
- Zaskoczony? Teraz już wiesz jak alkohol zmienia ludzi…
Byłem dość blady. To wiedziałem.
- Jak mogliście... Byłem całkiem upity po imprezie.
Stwierdziłem dość słabo.
Patrzyłem na siebie robiącego dobrze mężczyźnie i brała mnie jakaś nienawiść do siebie.
- To, że nie zgwałciliśmy ciebie wczoraj, nie oznacza, ze tak będzie dzisiaj, no i wszystko było zaplanowane, chcemy, żebyś pamiętał swój pierwszy raz…
Lekko się do niego uśmiechnął zamykając laptopa.
Spoglądnąłem na niego jeszcze raz.
Nie mogłem sobie tego wybaczyć.
Pomimo tabletki, już po chwili wisiałem nad toaletą. Było to pośredni wynik kaca. Raczej tego widoku.
- Dam ci wybór, w końcu ciągle je podejmowałeś… Który z nas ma to z tobą zrobić jako 1? Spojrzałem na niego z wyrzutem, pochylając się znów niżej. Nie miałem w tej chwili ochoty nic mówić. Raczej stwierdzić że nie mógłbym oglądać gejowskich filmów porno.
Podszedł do niego i dotknął jego gołe ciało w tamtym miejscu gdzie nie miał materiału.
- Zostaw...
Szepnąłem.
Miałem zamiar podźwignąć się na nogi i konkretnie przepłukać usta.
- Przyzwyczajaj się, bo jutro nie będziesz miał takiej ulgi jak dzisiaj… Yami jest bardzo wymagający w gruncie rzeczy… Czasem myślę, że jest gorszy niż Yosuke…
Dodał znowu siadając na krześle.
Jak myślałem tak zrobiłem.
Po chwili siedziałem naprzeciw niego myśląc już bardziej racjonalnie.
- A który z was jest najdelikatniejszy?
- Hmm… Z naszej trójki... Yosuke odpada… Możesz wybrać między mną a Yamim… Ta decyzja należy do ciebie…
Upiłem łyk wody.
- A muszę się szybko decydować? Ja mówiłem poważnie że jestem hetero.
- jeżeli tego nie zrobisz my to zrobimy za ciebie… Ja ci jeszcze dzisiaj mogę odpuścić, jednak Yami i Yosuke tego nie zrobią… Yosuke się nie liczy z nikim, oprócz z sobą… Yami… To Yami… Masz wybór, a że jesteś htero to nas nie obchodzi…
- Och...
Powiedziałem.
- Więc najbardziej wolę abyś to ty zrobił.
Stwierdziłem ważąc słowa. 
- Czemu mnie wybrałeś?
Zapytał się, patrząc uważnie na niego, co było po prostu grą.
Wzruszyłem ramionami.
- A czy to ważne? Sam kazałeś mi wybierać. Wolę ciebie niż zdrajcę. A przy okazji jak ty masz na imię, skoro znam imiona twych towarzyszy?
Upił znów wody.
Od razu było mu lepiej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz