czwartek, 11 października 2012

Rozdział 10

Pytam z uniesioną brwią.
- Nie wydaje mi się, aby cokolwiek dobrego stało się, gdy powiem, co chcecie.

- Możliwe, ale może też być inaczej… Każda osoba, która tu ląduje zachowuje się inaczej a my albo do niej dopasowujemy, albo robimy, żeby nigdy nas nie zapomniała…

- Od czego to zależy?
Pytam znów.

Czułem się duchowo lepiej, kiedy przyszło rozmawiać mi z kimś. Diego na razie okazywał się dość w porządku.

- Od danej osoby… Na początku robimy rozpoznanie trwa ono niecały miesiąc, następnie się bawimy w zależności od osoby… Na końcu przykazujemy i sprawdzamy czy zrozumiał, jeśli nie to karzemy… jednak jak osoba dalej się nie stosuje robimy tak, aby już nigdy nie złamała zakazu…

Wzdrygnęło mną w środku coś.
- Co zrozumiał?
Jakoś nie miałem ochoty wracać do domu w trumnie. Był tchórzem?

- Że my nie przegrywamy i zawsze dopinamy swego… Jednak byli też tacy, co mówili, że zrozumieli, rozumieli, ale jak już nie wiedzieli, ze my dalej ich obserwujemy umieli się nieźle wpakować… Tac zazwyczaj albo nie wracali w jednym kawałku, albo w cale…

- Więc tak naprawdę jaki jest wasz cel?
Tak sobie powoli rozmyślałem o jego słowach. Dzięki temu nie myślałem o tym, co było chwilę temu. Raczej łączyłem kilka wypadków, o których słyszałem z ostatnich lat.

- Zysk i zabawa… Nic więcej ci już na ten temat powiedzieć nie mogę… Więc jak słyszałeś o nas coś prawda?

- Tak. Jeżeli można tak to powiedzieć. Wbrew pozorom w większości trudno byłoby powiązać niektóre zdarzenia ostatnich lat, ale nie jest to trudne. Jeden z moich klientów nawet chyba wspominał coś. Nie pomyślałbym tylko o tym, że to ja będę porwany - Dopowiedziałem sobie.

- A pamiętasz, co ci mówił?

Parsknął śmiechem.
- Niewiele, interesuje cię to, powiedz szczerze?

- I tu się mylisz, bo to mnie interesuje… Więc jak powiesz mi czy nie?

- Powiem
Stwierdziłem.
- Bo to nie jest w ogóle ważne. Przestrzegał mnie tylko o tym żebym uważał, bo jesteście silni. Opowiadał także o jakimś porwaniu.

- Hmm, a pamiętasz jeszcze, o jakim?

Zamyśliłem się i rozpocząłem opowieść. Lekko przewróciło mi się w żołądku, kiedy sobie to wyobraziłem.
- No cóż, myślałem, że to perfidna bajka, ale z tego, co widzę po waszych metodach, to może być prawda. Otóż, opowiedział mi o księciu arabskim. Porywacze podobno zażądali niewyobrażalnej sumy, a w naszych kręgach zwykle takie sprawy rozwiązuje się bez płacenia. Nasyłamy odpowiednich ludzi i porywacze zwykle zwracają. Nie mają na tyle odwagi, aby nawet pokaleczyć. Takie wypadki to codzienność, dlatego pewnie rodzina księcia nie przejęła się tym. Niedługo po porwaniu, dostali jednak kasetę z filmem, przedstawiającym bestialsko torturowanego księcia. Nie uwierzyli oni jednak, któż by się odważył na to? Niedługo potem, poszukiwania rozciągnęły się na większy obszar, z księciem nic, a rodzina dostała kolejną paczkę z filmem, niewiadomo, od kogo, z groźbą, że księciu będą odcinać, co tydzień jeden palec. Dalej ci wierzyli w siłę złapania ich. Aż tu nagle pudełko jak na obrączkę i w środku palec. No cóż, stwierdzili pogróżka. Nie będą płacić. Dopiero po 3 tygodniach, trzech paczkach, gdy dostali palec księcia z sygnetem królewskim, zrozumieli, że to prawda. A co dziwne ciche poszukiwania na nic się zdały. To było w ręcz niemożliwe. Zapłacili, więc całą kwotę dość leniwie, nie wiadomo czy nie kierując się jedynie strachem o skandal i dostali księcia po 8 tygodniach, bez 4 palców. Książę podobno jest strasznie zamknięty w sobie i nic nie chce powiedzieć o porywaczach. 
Zakończyłem. To było zdecydowanie straszne.

- po 8 miesiącach…

Poprawił go.

- Prawie 4 tygodnie konsultowaliśmy się, co do kwoty następne 4 obcinaliśmy palce… Na szczęście zostawiliśmy mu palec obietnicy… No i całą prawą rękę…

Stwierdził, jak by go to nic a nic nie ruszało.

- Tylko, dlatego że jego rodzina nie wierzyła?
Zapytałem. Mdliło mnie jak o tym myślałem. Uważałem wcześniej, że to bajka.

- Nie, dla tego, że niech chcieli nam zapłacić mówiąc, że to nie są jego palce, a film jest zmontowany…

Spojrzałem na niego z lekkim szokiem.
- To jest zwyczajnie obrzydliwe. Kto ciął?
Podejrzewałem, że znam odpowiedź.

- On nie był u mnie… Od tego są specjalni ludzi… Oraz Yosuke… Którego później dołączyli do mojej grupy…

- Więc widzę, że co złego to Yosuke
Spogląda na niego.
- Więc wasz gang jest większy, jak widzę?

Zaśmiał się z tego określenia.

- Gangi są uliczne, małe grupki zwykłych dzieciaków… My jesteśmy organizacją terrorystyczną… Nie, za bardzo go tam nosiło i mu odbijali… My torturujemy dla zysków i w miarę ostrożnie, on torturował dla zabawy i żeby się wyżyć… Nie wszystkie jego ofiary przeżyły… Przez to szef kazał go przenieść… Gdzie będzie mógł się wyżyć, ale nie zabijać… Ale uważaj jednak, co przy nim mówisz i kiedy…

- Pewnie.
Mruknąłem.
- Ale organizacja terrorystyczna nieodparcie kojarzy mi się z pokazowymi zamachami terrorystycznymi i kominiarkami. A nie czymś takim.
Stwierdziłem.
- A możesz powiedzieć mi, choć oglądnie gdzie jesteśmy?

- Hmm… Myślę, że tak… jesteśmy w domu…

Nie chciał mu zdradzać gdzie, to mu jednak powinno wystarczyć.

- Więc widzę że nic nie wskóram.
Powiedziałem spokojnie.
- A te inne grupy? Jest ich dużo?

- każda ma coś do zrobienia, podczas twojego pobytu tutaj… Jednak my będziemy ci zawsze towarzyszyć… jesteśmy jak by… Twoimi opiekunami…

- Na przykład, co ma do zrobienia?
Byłem ciekawy.

- Dowiesz się w swoim czasie, jak bym ci już to powiedział, nie było by niespodzianki…

Uśmiechnąłem się ironicznie.
- Fakt, uwielbiam niespodzianki.
Mój entuzjazm zgasł.
- A tak z ciekawości, jaki będzie za mnie okup?

- Nie wiem jeszcze tego… Okaże się to po tych paru miesiącach, jak sprawa twojego zaginięcia będzie rozgłośni ona i kto będzie cię szukać…

-Czym więcej, tym więcej? Jaką macie pewność, że nie włączą w to policji?

- Właśnie o to nam chodzi, kolejna sprawa nie do rozwiązania… Oni zazwyczaj po 3 miesiącach rezygnują i w tedy my wkraczamy… Więcej nie mogę ci powiedzieć…

- Rozumiem.
Odpowiedziałem krótko.
Usiadłem wygodniej. I tak spędzę tu tyle czasu, że zdążę się zanudzić.
- Mogę dostać jakąś książkę czy coś? Życie jest za krótkie żeby je marnować.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz