czwartek, 11 października 2012

Rozdział 11

- Teraz masz czas jednak jutro i pojutrze będziesz się modlić o chwilę spokoju… Więc jesteś pewien, że chcesz go marnować na czytanie?

Zamyśliłem się. Odpowiedź była prosta.
- Więc przynajmniej nie będę myślał o gorszych rzeczach.

- Dobrze, przyniosą ci jakąś… W jakim języku ma ona być?

- Preferowałbym albo angielski albo arabski.
Stwierdziłem.

- Dobrze, ktoś ci ją przyniesie razem z obiadem… Teraz opowiedz mi coś o swojej narzeczonej, Nicol jak się nie mylę. 

- Nicole?
Zdziwiło mnie to pytanie, no ale niech mu będzie, odpowiedź za odpowiedź.
- Nicole jest modelką, jak pewnie wiesz. Jest młodsza ode mnie, ale zakochana. Spotkaliśmy się kilka lat temu, i jakoś wyszło. 
Mówię spokojnie.
- Ale co chcesz wiedzieć o niej szczególniej?

- Jesteś pewien, że jest w tobie szalenie zakochana, czy tylko wybrała cię ze względu na otwierające się drzwi kariery i pieniądze?

- Jest zakochana. Doskonale wiem, bo gdyby nie była dawno by odeszła po tym jak ją testowałem.
Mówię to na luzie. Bo ja uważam, że robiłem to dla jej dobra.

- A jak ją testowałeś?

„Jak szczura… To teraz my cię będziemy tak testować…”

Prychnąłem.
- Nie jestem sadystą. Nie skrzywdziłbym w taki sposób kobiety. 
Mówiłem szczerze.

- Dla tego pytam jak… nie mówię, że nim jesteś…

- Różnymi sposoby.
Mówię oględnie.
- To nie jest ważne, w każdym razie mogła setki razy ode mnie odejść i nie zrobiła tego.

- Może zależeć jej na pieniądzach i jakoś jej się nie chciało odejść bez niczego…

Teraz miał się zabawić jego psychiką.

- Tak? W pewnej chwili mogła nawet stracić karierę, ale nie zerwała. Więc to coś chyba znaczy.
Jest jej pewny. Nie przejmuje się jego docinkami.

- Wiesz, nawet jak by prace straciła, zyskałaby fortunę, kobiety są bardzo sprytne i cwane… Musisz o tym pamiętać.

- Jesteś strasznym pesymistą.
Prychnął.
- Zresztą myślisz, że byłbym taki głupi i nie rozwiódł się z nią, gdyby się okazała nieszczera?

- miałem ci tego nie mówić, ale chyba powiem, dla czego nie ufam kobietą…

Przerwał na chwilę robiąc odpowiedni nastrój.

- Tak?
Pytam ciekaw.
Nie uwierzę mu we wszystko, poniekąd rozumiem, że jego zadaniem jest wyciągnięcie ze mnie informacji.

- Naszą organizację można wynająć… I zazwyczaj to robią kobiety…

Dodał wstając i kierując się do wyjścia.
- Sugerujesz coś?
Uśmiechnąłem się do siebie.
- Ona by tego nie zrobiła.
Mówię wprost. Czy wmawiam to sobie?

- jesteś tego pewien na 100% i czy dałbyś uciąć sobie prawą dłoń?

Mówił stojąc tyłem do niego.

Prychnąłem.
- Ona nie ma teraz żadnych praw do moich pieniędzy. Dopiero stałoby się to w dniu ślubu. Więc możesz ją ucinać do woli.
Mówiłem pewnie.
Jednak nachodziły mnie wątpliwości.

- Nie do końca tak jest… Sprawdziliśmy to… Zanim podjęliśmy się tego zlecenia. Jest jeden mały kruczek… Jeśli rodzina się na to zgodzi, władze uznają, że jesteś martwy w papierach mogą jej wpisać, że była twoją żoną… i cały majątek jest jej…

- Nawet gdyby... To moja rodzina jest zbyt chytra.
Stwierdziłem pewnie. Choć raz się to przyda.

- Ją też da się przekupić… Zresztą jak mi nie wierzysz spytaj Yamiego… Jutro… Ja ci dzisiaj daję już wolne…

Powiedział wychodząc z pomieszczenia.

Przekląłem głośno.
Oparłem się o tą ścianę i postanowiłem już nigdy nie być ciekaw. Z jednej strony chciałem bardzo wierzyć, ale to okazywało się bardzo trudne. Co miałem zrobić? W tej sytuacji nie mogłem nic. Wiedziałem jednak, że większość mojego bogactwa kryje się w dobrach, do których nie dobiorą się z konta bankowego. Stare, dobre sejfy i tajne konta bankowe. Muszą zapłacić... Zwyczajnie muszą! Musiałem wierzyć w własną logikę, bo nic innego mi nie zostało. Czas, którego miałem, aż za dużo, sprzyjał rozmyślaniom. A do tego nie byłem przyzwyczajony. Miałem nadzieję, że następne dni nie nadejdą.

W czasie jego rozmyśleń ktoś wszedł do pomieszczenia tą osobą był Yami, który przyniósł mu obiad.

- Mam dla ciebie książki…

Powiedział kładąc wszystko na małym stoliku.

Po czym odwrócił się i skierował do wyjścia.

- Dzięki.
Stwierdziłem cicho i od razu sięgnąłem po pierwszą z brzegu.

- Proszę… Spotkamy się jutro, więc się przygotuj…

Dodał otwierając drzwi.

- Hmm? W jaki sposób?
Podniósł na niego wzrok.

- Fizyczny… I psychiczny… Jak będziesz miał silną wolę i wierzył to wytrwasz do końca…

Po tych słowach wyszedł.

Patrzyłem jeszcze dłuższą chwilę na te drzwi.
A potem zrobiłem głupią rzecz.
Podszedłem i pociągłem za nie. Nie drgnęły, ale miałem satysfakcję, że spróbowałem.
Usiadłem i zacząłem czytać. Książka była nawet ciekawa, oderwała mnie, choć trochę od stresu. Gdzieś w jej połowie zjadłem i wróciłem do lektury. Nie zaprzątałem sobie słowami Yamiego głowy. Wiedziałem, że przyjdzie mi się o nie martwić potrójnie jeszcze. Sięgnąłem po kolejną. Z ulgą zacząłem przypominać sobie arabski. Szło mi wiele wolniej, bo raczej się przestawiałem. A potem odłożyłem ją. Było zbyt ciemno na czytanie.

Znowu ktoś wszedł do pomieszczenia i tym razem też był to Yami, przyniósł mu kolację.

- I jak książka?

- Ciekawa.
Odrzekłem.
- Czytałeś ją?

- Tak… Ma zaskakujący koniec…

Stwierdził patrząc na okładkę książki.

- Cóż, a wydawałoby się, że się skończy pozytywnie, prawda?
Pytam.
- Która jest tak w ogóle godzina?

- Powinno być, po 21, ale mogę się mylić…

- Dzięki. Dziś jest wtorek tak?

- Hmm… Nie wiem… Nie patrzyłem dzisiaj do kalendarza.

- Jak nie musisz, to fakt, po co to robić.

- Szczęśliwi czasu nie liczą…

Stwierdził lekko się uśmiechając.

- A jesteś szczęśliwy?
Pyta zdziwiony.

- Tak, bo robię to, co lubię…

- Jeżeli tak... To nie potępiam cię.
Powiedziałem.

- A ty byłeś szczęśliwy pracując i zajmując się tym, czym się zajmowałeś?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz